Wrota piekieł ani razu nie czekały na mnie otwarte na oścież.
Nie było fanfar, tłumów ani szerokiej drogi wybrukowanej dobrymi chęciami.
Ten zapach jest pełen niedopowiedzeń, krętych ścieżek i ciemnych zaułków.
A gdy błądzę zniecierpliwiona, nagle dopada mnie zdecydowany akcent.
Wyobraźnia podsuwa mi obraz ścieżki, z której widać w dali poziomy piekieł, te rozgrzane ogniem,
jednak moment zetknięcia się z nimi bezpośrednio nie następuje.
Może dlatego nie mogłam dogadać się z tą kompozycją.
Oto wersja wstępna, później jeszcze parokrotnie przemalowana:
Wciąż jednak brakowało mi spójnej wizji.
Zostawiłam temat, by go nie przemęczać.
Po pewnym czasie przypomniałam sobie obraz sprzed kilku lat, nazwany "Zejście".
I w końcu zagrało.
ps2. jako dopełnienie opisu dorzucam wrażenia, jakie wywołuje u mnie film Vidocq.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz