czwartek, 22 sierpnia 2013

Absinth czyli Zielona Wróżka nad kosmicznym kotłem


Gęsty, esencjonalny zapach.
Po namalowaniu zobaczyłam w tej abstrakcji istotę gwiezdną jakby, która symbolicznie 
warzy coś, rzuca gestem zaklęcie (?)
Nie ma tu jednak negatywnych konotacji z wiedźmim kotłem i ropuchami.
Jest gęsta ciecz, jest zawiesista atmosfera, a jednocześnie czuję klarowność.
Dlatego obraz jest w ciepłej niebieskiej tonacji, a nie w zielonej.
Skojarzenie  z wodą, odpłynięciem -ale nie na dno oceanu tylko w kosmos podswiadomości, a może nieświadomości...






Absyntu nie piłam, ale wąchałam i muszę przyznać, że charakterystyczna nutka jest obecna 
w tej kompozycji.
Zapach jest mocny jak trunek, który stał się inspiracją.



niedziela, 11 sierpnia 2013

Rymy zilustrowane (1)


Historię rozpoczął ślub Adama z Ewą,
 idyllę zaś skończył słynny Wąż i drzewo.

...

przed:


  po:


;)

środa, 7 sierpnia 2013

niedziela, 4 sierpnia 2013

Lubczyk w rosole czyli jak próbki ratują przed wpadką :)

 Z wielkimi emocjami czekałam na  trzy pakiety próbek z różnych perfumerii, bym mogła ponowić szukanie swojego "ideału". Myrrhe Ardente już znałam, ale mimo niezaprzeczalnej miłości do tej kompozycji nie zdecyduję się na cały flakon. Jest tak intensywna i trwała  na mojej skórze, że prędzej perfumy by zwietrzały, niżbym zdołała zużyć te 50 ml. I tu okazało się, że perfumeria  oryginaly.com oferuje próbki także o pojemności 7 ml! Cóż za wspaniała wiadomość! 1 ml to trochę za mało, by potestować na całego, a 7 ml to dużo. I tak, mogę się cieszyć Myrrhe Ardente  ilością w zupełności wystarczająca na dłuższy czas, a przy okazji nie bankrutuję. Wielkie dzięki Pani Karinie za  udostępnianie takich próbek.
Co do zapachów, zamówiłam  przy okazji Gaiac.
 Na mojej skórze ...
(im więcej testuję, tym bardziej dochodzę do wniosku, że jest strasznie wybredna i zmienna ;) )
...w swej słodkości bardzo przypomina Angel T.Muglera. Niby ma być drzewo, a wychodzi "cukier", choć  muszę przyznać, że akurat ta słodkość mi odpowiada, bo jest wyważona, nie dusi, nie przytłacza.
Dopiero po godzinie cukrowatość traci na sile i wchodzą nuty lżejsze, ale nadal drewna tam nie czuję.
Oceniając ogólnie-podoba mi się, mimo wszystko.

Z Galilu wzięłam po mililitrze Cardinala, Om i Grisens.
Pierwszy wyszedł fatalnie :)
Jak nigdy, podeszłam na spokojnie, skóra przygotowana, ale chyba upał skłonił ją do zrobienia mi psikusa roku.
Ten osławiony Cardinal, na mnie nie chciał wydać choćby tchnienia kadzidła, uwalniał jeno zapach lubczyku, który akurat mnie kojarzy się tylko i wyłącznie z rosołem.
 Dziś od rana pada, jest rześko i drugie podejście pokazało,że Cardinal jest kadzidlany.
Jednak na tyle słaby i nietrwały, że dzięki próbce wiem, że nie kupiłabym za nic całej butli. Jeśli chodzi o suche kadzidło, zostanę wierna Avignon.

 Po przeczytaniu różnych opisów Om zachęciłam się niezmiernie. I podobnie jak przy Cardinalu, w wysokich temperaturach ta kompozycja nie wypadła najlepiej. Był mocny, ale na mojej skórze nie bardzo rozwinął swój potencjał. Natomiast podczas niuchania wiedziałam, jak pachniałby na męskiej skórze, i tu najchętniej odcięłabym ową rękę i powiesiła na szyi, by móc wdychać "właściwe pachnienie" ;)
 Przy kolejnej próbie, pachniał łagodniej, wyraźniej czułam przejścia, jednak dla mnie za słabo wyczuwalny i to nie to kadzidło, jakiego szukam.

 Wyjaśnię może o co chodzi.
Jak już wspominałam w innych postach, jestem kadzidłofilem.
Gdy parę lat temu poznałam Avignon czułam, że to olśnienie. Potem przyszła pora na Zagorsk i nie było wyjścia-musiał stać się faworytem, ale po czasie przyszła konsternacja- to wciąż nie jest "to"!
Ale czym miałoby być owo "to"?  Nie bardzo umiałam wyciągnąć właściwą informację z umysłu, osiadła zbyt głęboko, by ot, tak sobie nagle pojawiła się na zawołanie, Postanowiłam szukać na chybił-trafił.
 Próbowałam z CdG wszystkich kadzidlaków, potem Standard, Man 2...i mimo zachwytu, to wciąż nie było to...znowu wróciło pytanie: czego ja właściwie szukam?
Uzmysłowiłam to sobie, szukając na spacerze prawdziwej ochłody. Trafiłam do gotyckiego kościoła i nagle mnie olśniło- niby wiedziałam, a jednak trzeba było tego jednego momentu, by załapać o co mi chodzi.
Może różnica temperatur, gdy z 40 stopni weszłam w inny świat spowodowała, że poczułam to tak wyraźnie?
Podświadomie szukałam odwzorowania  zapachu, który czuć najwyraźniej, gdy przekracza się próg kruchty starego kościoła, czasem równie starego muzeum lub biblioteki.
 Serce tego "czegoś" stanowi mieszanka starego drewna (często z racji umiejscowienia przesiąkniętego kadzidłami), chłodu kamienia, wilgoci i odrobiny papieru.
Taki delikatny akcencik wyczułam w Grisens w ostatniej fazie. Perfumy te na mnie są mało trwałe i równie mało wyraźne, nos muszę wtykać mocno w skórę , by wyczuć te wspaniałe nuty, a to stanowczo za mało, bym skusiła się na całą flaszkę.
 Na drugi dzień odebrałam przesyłkę z Quality. Ten pakiecik liczył dużo zapachów, więc na pierwszy rzut poszły dwa, których nie mogłam się doczekać (po wspaniałych opisach Sabbath), mianowicie
Private Label i La Liturgie des Heures marki Jovoy.
Pierwszy nie wywołał we mnie zachwytu.
Za każdym razem pachniał tak samo, w dodatku zbyt jednostajnie i zbyt dusząco, bym mogła go nosić co rusz. No cóż...

 I nadejszla wiekopomna chwila...ale przed testem jeszcze tego nie  wiedziałam ;)
Otóż gdy otoczyłam się "liturgicznym" obłoczkiem trafił mnie piorun.
 Może za jakiś czas znajdę coś, co lepiej będzie pasowało do mojego ideału, ale na tę chwilę ogłaszam, że numerem jeden w kadzidlanym rankingu staje się Liturgia Godzin!
 I powiem jeszcze coś: Ideał zostałby osiągnięty, gdyby połączono Liturgię z Grisens- jak na mój nos i na moją skórę oczywiście. :)
Poczułam się jak rozbitek, który trafia na ląd i to w dodatku ten wymarzony. Coś wspaniałego!




 W skrócie opiszę wrażenia po testach reszty zamówionych zapachów, bo mimo ukochania kadzideł, nie stronię od kompozycji lekkich i świeżych czy kwiatowych.

Caligna- wspaniały! Ożywczy i miły dla skóry. Dlugotrwały o dziwo. Po testach sprzed paru tygodni      myślałam, że wybrałabym  Seville a l`Aube, teraz wiem, że Caligna brzmi zdecydowanie ciekawiej.

Coeur de Vetiver Sacre- brzmi na mnie podobnie do popularnej Green Tea pani Ardenowej, choć bez porównania lepiej. I dłużej.

Traverse du Bosphore- podchodziłam do niego mnóstwo razy, ale czytając opisy wolałam wybrać mniej spożywcze zapachy, tym razem jednak nie wytrzymałam i zamówiłam.
Jest mocny jak przesłodzone espresso, ale co ciekawe, nie mdli mnie. Przejścia wyczuwam słabo, dlatego przez cały czas dominują scukrzone suszone daktyle. Ponieważ lubię ich smak, skojarzenie jest pozytywne.

Navegar- świeży, zielony- wyraźnie czuję zapach gniecionych liści i igieł, a w dalszej fazie morskiej bryzy.
Trzyma parę godzin, ale feler polega na tym, że muszę się wysilać, by go czuć, choć może mijający mnie ludzie rzekliby coś zgoła odmiennego. Tak czy owak, kompozycja podoba mi się.
.....................

Po wielu testach zauważyłam, że zapachy marek L`Artisan Parfumeur i Comme des Garcones mogłabym kupować w ciemno, bo ani razu się nie zawiodłam. Jedynym kryterium dyskwalifikującym mogłaby być trwałość. Gdybym miała tyle gotówki by nie musieć wybierać, brałabym prawie wszystko co mają w ofercie. Jednak jako przeciętny zjadacz chleba, decydując się  na flakon w przedziale 300-550 zł muszę być absolutnie pewna wyboru.
Dlatego jak to wspaniale, że istnieją próbki chroniące przed wpadką  i nędzą :D

Obecnie szukam perfum takich, którymi byłabym zachwycona, "odurzona" i które będą wywoływać TYLKO I WYŁĄCZNIE skojarzenia; które będą odtwarzać w podświadomości zakodowane informacje.
Ciężko mi opisać różnicę, bo w końcu każdy zapach niesie ze sobą jakieś skojarzenia.
Mnie chodzi o to, że spryskawszy się np. Absynthem, pojawią mi sie skojarzenia z tymże trunkiem, nuty takie a takie. Jednak będę miała stałą świadomość, że pachnę perfumami "Absynth".
W przypadku takiej np. "Liturgii Godzin" jest całkowite przeniesienie świadomości do wszystkich tych  miejsc i czasów, które przesiąkły charakterystycznymi dla wiekowości zapachami .
Tu już nie ma: "pachnę tym a tym", jest całkowite zespolenie z informacją zakodowaną w kompozycji.

Amen.