W ostatnim pakiecie z Lulua znalazła się próbka
GEORGE
Jardins d`Ecrivains.
Szalona głowa pokochała ten zapach od razu, bez zastanowienia i na zabój.
Zapach w płynnych przejściach pięknie rozwija swój bukiet.
Nie ma tu soczystych barw.
Nie ma wykrzykników.
Jest dymny spokój.
Ja w tym zapachu odpoczywam.
Wyraźna nuta tytoniu -jak dla przeciwniczki palenia- bardzo przyjemnie brzmi,
a to za sprawą pozytywnych skojarzeń z dymem fajki nabitej markowym tytoniem.
W tle kroku dotrzymuje neroli, nie depcząc jednak po śladach, ale idąc własną ścieżką.
Kompozycja jest spokojna, ale w głebszych warstwach kryje się dynamizm.
Dokładnie jak iskry w JEJ oczach.
....
Do obrazu dojrzewam, mam pomysł, jednak chcę poczekać, aż miną upały.
W międzyczasie trafiłam na jednej ze stron na to zdjęcie:
oryginał TU
Podobne barwy mialam w głowie układając portret tego zapachu, dlatego przyciągnął mój wzrok .
...........
Dopisek.
Jest też druga George Sand, z Histoires de Parfums.
Jak dla mnie, stanowczo niemiła dla nosa.
Robiłam trzy podejścia i za każdym razem wywołała ból głowy i natychmiastową chęć
zmycia z siebie tej woni.
Dlaczego?
Od początku do końca jest to kakofonia akcentów mdłych a jednocześnie świdrujących,
przypominających wody pachnące, jakimi niegdyś oblewały się starsze panie bez gustu.
Moje ph sprawia , że stanowczo mi nie po drodze z tą drugą George Sand.
Wierzę jednak, że jestem wyjątkiem i na skórze innych osób ta kompozycja brzmi lepiej.
:)