środa, 24 lipca 2013

George. Nie, nie Clooney ;)


W ostatnim pakiecie z Lulua znalazła się  próbka
GEORGE
Jardins d`Ecrivains.

Szalona głowa pokochała ten zapach od razu, bez zastanowienia i na zabój.
Zapach w płynnych przejściach  pięknie rozwija swój bukiet. 
Nie ma tu soczystych barw.
Nie ma wykrzykników.
Jest dymny spokój.
Ja w tym zapachu odpoczywam.

Wyraźna nuta tytoniu -jak dla przeciwniczki palenia- bardzo przyjemnie brzmi,  
a to za sprawą pozytywnych skojarzeń z dymem fajki nabitej  markowym tytoniem.
W tle kroku  dotrzymuje neroli, nie depcząc jednak po śladach, ale idąc własną ścieżką.

Kompozycja jest spokojna, ale w głebszych warstwach kryje się dynamizm.
Dokładnie jak  iskry w  JEJ oczach.
....


Do obrazu dojrzewam, mam pomysł, jednak chcę poczekać, aż miną upały.
W międzyczasie trafiłam na jednej ze stron na to zdjęcie:

oryginał TU

Podobne barwy mialam w głowie układając portret tego zapachu, dlatego przyciągnął mój wzrok .

...........

Dopisek.

Jest też druga George Sand, z Histoires de Parfums.
Jak dla mnie, stanowczo niemiła dla nosa.
Robiłam trzy podejścia i za  każdym razem wywołała ból głowy i natychmiastową chęć 
zmycia z siebie tej woni.
Dlaczego?
Od początku do końca jest to kakofonia akcentów mdłych a jednocześnie świdrujących, 
przypominających wody pachnące, jakimi niegdyś oblewały się starsze panie bez gustu.
Moje ph sprawia , że stanowczo mi nie po drodze z tą drugą George Sand.
Wierzę jednak, że jestem wyjątkiem i na skórze innych osób ta kompozycja brzmi lepiej.
:)





niedziela, 21 lipca 2013

Passange d`Enfer, czyli o tym, jak nie mogłam dogadać się z Piekłami.


Wrota piekieł ani razu nie czekały na mnie otwarte na oścież.
Nie było fanfar, tłumów ani szerokiej drogi wybrukowanej dobrymi chęciami.
Ten zapach jest pełen niedopowiedzeń, krętych ścieżek i ciemnych zaułków.
A gdy błądzę zniecierpliwiona, nagle dopada mnie zdecydowany akcent.
Wyobraźnia podsuwa mi obraz ścieżki, z której widać w dali poziomy piekieł, te rozgrzane ogniem, 
jednak moment zetknięcia się z nimi bezpośrednio nie następuje.

Może dlatego nie mogłam dogadać się z tą kompozycją.
Oto wersja wstępna, później jeszcze parokrotnie przemalowana:





Wciąż jednak brakowało mi spójnej wizji.
Zostawiłam temat, by go nie przemęczać.
Po pewnym czasie przypomniałam sobie obraz sprzed kilku lat, nazwany "Zejście".
I w końcu zagrało.






ps2. jako dopełnienie opisu dorzucam wrażenia, jakie wywołuje u mnie film Vidocq.

piątek, 19 lipca 2013

DATURA Noir, czyli mroczny kwiatek.


Jakiś czas temu przerzuciłam się z kadzidlaków na lżejsze zapachy, może ze względu na upały. 
Rozglądałam się za nutami kwiatowymi, a i owocem nie gardziłam podczas szukania.
Zachwyciła mnie próbka Saharienne YSL, 
jednak zbyt lekkie jak dla mnie, wielbicielki 
perfum wyraźnych, charakternych, które zostawiają za sobą tren, czy jak kto woli, ogon. :)
(wyjątkiem jest Timbuktu, ale o tym kiedy indziej).
Datura Noir pokazała, że i kwietne wonie potrafią mieć pazur.
Intensywność przypomina mi wtarcie skondensowanej esencji jednego kwiatu.
Nie jest to jednak kompozycja dusząca ani przytłaczająca, mimo całej mocy w niej zawartej.
Jest w sam raz, bo zostawia kwiatowy ślad w eterze, a nie zapycha.

Ponieważ obraz nie powstanie, mimo że zapach mi się podoba, za ilustrację posłuży 
grafika z diabelskiego cyklu.



"Belsebubia łypie okiem"

niedziela, 14 lipca 2013

Belle, belle...belly dancer


Od ładnych paru lat jestem prawdziwie zauroczona tańcem brzucha.
Nie wiem co bardziej mnie "kręci": wizerunek sceniczny tych wspaniałych kobiet, czy 
niesamowite ruchy, do jakich zdolne są ich ciała.
Szczególne upodobanie mam w stylu "tribal", którego gwiazdą i moją ulubioną tancerką jest
Rachel Brice.

Później odkryłam filmy z
Iriną Akulenko.

Zmysłowość nieco mroczna  albo subtelna, dziewczęca i radosna.


......................












O pasjach głównie zapachowych (ni z gruchy ni z pietruchy).


Mam rys nałogowca.
Dlatego kiedyś namiętnie wydawałam każde wolne pieniądze na kamienie, potem na olejki,
kadzidła i inne wonności o stałym stanie skupienia.
I o ile olejki są absolutnie praktyczne, bo używam ich  głównie dla zdrowotności, 
o tyle kamienie były "tylko" hobby.
Jednak czy da się żyć bez pasji, jeśli się ją odkrywa?
No nie bardzo, bo traci na tym nasze życie wewnętrzne, traci dusza.

Ostatnimi czasy nałogiem staly się perfumy, głównie niszowe.
Mówię celowo tylko o rysie nałogowca, a nie nałogowcu z krwi i kości,
bo moje myśli bywają tak zdominowane przez jakiś zapach, że na jawie
ledwo zaznaczam swoją świadomą obecność, ale gdy trzeba, potrafię to opanować.
Nie jestem milionerką, więc ostudzenie zapędów bywa zbawienne dla budźetu
   napiętego co miesiąc, jak stringi na "pełnej" pupie.
;)
Do testowania perfum nie podchodzę profesjonalnie rozkładając zapach na czynniki pierwsze.
Nie jestem też totalnym laikiem, ale traktuję to jak  przygodę, która zanosi w różne miejsca i czasy,
budzi wspomnienia i skojarzenia.
Dlatego chylę czoła wobec osób takich jak Sabbath , które
robią to tak jak należy, czyli dbając o czystość testów.

 Metoda metodą, a i tak wszystko sprowadza się do tego, by 
wybrać zapach kompatybilny z naszą własną skórą i osobowością.
To jest najważniejsze.

Pozdrawiam wszystkich olfaktorycznych maniaków.
:)

.......................

Jako ilustracji stanu, w jaki wpadam podczas "testowania" wielu próbek na raz
użyję obrazu inspirowanego zapachem
AIRBORNE
(Hussein Chalayan dla CdG)









sobota, 13 lipca 2013

Red Sequoia czyli simply red.





Strzelisty jak sekwoja w nazwie. 
Subtelny, ale zdecydowany.
Genialny, bo nieskomplikowany.
I po prostu czerwony, w najpiękniejszy sposób.




wtorek, 9 lipca 2013

Arabie, czyli jak akcent spoczął na laurach.




Arabia...
Kraina aromatami i kolorami bogata.
Tyle klasyczne skojarzenie.
Mnie zawsze ono pociągało, dlatego zanim usłyszałam o perfumach niszowych, latami kupowałam olejki naturalne, kadzidła prawdziwe, w ziarnach żywicy, by napawać się ich barwą i zapachem w czystej postaci.
Pamiętam jak raz nakopciłam mirrą i copalem tak, że z okna buchać zaczął gęsty dym i sąsiedzi z bloku obok myśleli że się pali i chcieli wzywać straż 
A ja  tylko "orientalne klimaty" sobie robiłam. ;)
Uwielbiam też sceny z "Królestwa niebieskiego" R. Scotta, gdzie palą się kadzidła, światło sączy zza okiennic i tańczy przytulańca z dymem..

Ale ARABIE S. Lutensa jest żywsze niż wspomnienia dawnych czasów, pulsuje, a momentami 
wręcz wżera się, i musze przynać, że nie jest to wrażenie niemiłe.
Wąchając skórę zroszoną ARABIE  odniosłam wrażenie, że już skądś to znam.
Przejrzałam pudełko z olejkami i voila!  olejek laurowy był tym charakterystycznym aromatem.
Nie ma go w składzie, jednak skojarzenie jest silne.

Dlatego obraz, jaki powstał, jest intensywny, momentami chaotyczny, a  mocny akcent na środku 
jest jak wykrzyknik.

Bo Arabie JEST jak wykrzyknik.



niedziela, 7 lipca 2013

Daphne by Comme des Garcons (na początek serii)



Od kilku lat chodziła mi po głowie idea przelania na płótno (lub inny materiał) wszystkich odczuć towarzyszących testowaniu i noszeniu zapachów.
Nie ograniczam się do perfum, bo 
sama też robię mieszanki z olejków naturalnych czy marokańskich pachnideł.
Jednak  koncept nabrał konkretnych  kształtów wraz z nawiązanym  kontaktem
 z przesympatycznym LULUA Team.:)
Każda testowana próbka przenosiła w różne światy, wcielenia, klimaty.
Jedne zapadły w mą pamięć od razu i zaczęłam je kupować, inne zostały tylko na etapie próbek.

Jednym z zapachów, które wywołują u mnie natychmiastową potrzebę tworzenia jest 
Daphne by CdG.
Sama Daphne dostarczała mi od jakiegoś czasu inspiracji, a sygnowany 
jej imieniem zapach stał się dopełnieniem w materii.
Gdybym miała ją określić, użyłabym słowa "GRAFICZNA".
Z początku myślałam, że powstanie obraz w typowej dla niej kolorystyce czyli czerń + biel.
Jednak chodziło mi  o oddanie skojarzeń, jakie wywoływały te perfumy, a tam nie było 
zwyczajnie czarno-biało, lecz złotawo.
Historia wpisana w jej ród, jej uwielbienie dla elementów zbroi,  a na koniec to, jak ja czuję
 zakamarki w starych zamkach czy pałacach to były pierwsze skojarzenia.

Z każdym kolejnym podejściem do wwąchania się w te perfumy 
pojawiały się skojarzenia z teatrem cieni, 
a potem z polem bitwy, gdy już zaległa cisza,
 konający żołnierze wydali  ostatnie tchnienie, już po wszystkim,  strony rozeszły się...

Jednak nie jest to dosłowność, raczej chwila, gdybyśmy siedzieli w starym fotelu obitym pluszem w pokoju z kominkiem, lub w bibliotece, gdy czytamy lub słuchamy dawnych opowieści z historii starego rodu,
gdy na dworze ciemno, a wyobraźnia podsuwa intensywne obrazy.

Przybrały postać zlota i  czerni o nieregularnej fakturze.
Czerwień to akcent, to klamra spinająca całość.

------



(obraz na płótnie, 40x30 cm, technika własna)







sobota, 6 lipca 2013

Awaria z pomysłem.





Dziś mój stary aparat cyfrowy powiedział "dość".
Pstrykałam gdzie popadło, by sprawdzić jak bardzo jest źle, a przy okazji wyszedł 
zupełnie nieoczekiwany, malarski wręcz efekt.

wtorek, 2 lipca 2013

Staroegipskie akcenty


Sztuka starożytnego Egiptu rozbrzmiewa echem w moim życiu od dziecka.
Była mi bliska sercu,  może dlatego szybciej nauczyłam się odwzorowywać 
proporcje kanonu egipskiego, niż pisać.

Czasem włącza mi się tryb tęsknoty i moje dłonie majstrują jakąś podobiznę.