Jakiś czas temu przerzuciłam się z kadzidlaków na lżejsze zapachy, może ze względu na upały.
Rozglądałam się za nutami kwiatowymi, a i owocem nie gardziłam podczas szukania.
Zachwyciła mnie próbka Saharienne YSL,
jednak zbyt lekkie jak dla mnie, wielbicielki
perfum wyraźnych, charakternych, które zostawiają za sobą tren, czy jak kto woli, ogon. :)
(wyjątkiem jest Timbuktu, ale o tym kiedy indziej).
Datura Noir pokazała, że i kwietne wonie potrafią mieć pazur.
Intensywność przypomina mi wtarcie skondensowanej esencji jednego kwiatu.
Nie jest to jednak kompozycja dusząca ani przytłaczająca, mimo całej mocy w niej zawartej.
Jest w sam raz, bo zostawia kwiatowy ślad w eterze, a nie zapycha.
Ponieważ obraz nie powstanie, mimo że zapach mi się podoba, za ilustrację posłuży
grafika z diabelskiego cyklu.
"Belsebubia łypie okiem"
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz