piątek, 19 lipca 2013

DATURA Noir, czyli mroczny kwiatek.


Jakiś czas temu przerzuciłam się z kadzidlaków na lżejsze zapachy, może ze względu na upały. 
Rozglądałam się za nutami kwiatowymi, a i owocem nie gardziłam podczas szukania.
Zachwyciła mnie próbka Saharienne YSL, 
jednak zbyt lekkie jak dla mnie, wielbicielki 
perfum wyraźnych, charakternych, które zostawiają za sobą tren, czy jak kto woli, ogon. :)
(wyjątkiem jest Timbuktu, ale o tym kiedy indziej).
Datura Noir pokazała, że i kwietne wonie potrafią mieć pazur.
Intensywność przypomina mi wtarcie skondensowanej esencji jednego kwiatu.
Nie jest to jednak kompozycja dusząca ani przytłaczająca, mimo całej mocy w niej zawartej.
Jest w sam raz, bo zostawia kwiatowy ślad w eterze, a nie zapycha.

Ponieważ obraz nie powstanie, mimo że zapach mi się podoba, za ilustrację posłuży 
grafika z diabelskiego cyklu.



"Belsebubia łypie okiem"

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz