wtorek, 9 lipca 2013

Arabie, czyli jak akcent spoczął na laurach.




Arabia...
Kraina aromatami i kolorami bogata.
Tyle klasyczne skojarzenie.
Mnie zawsze ono pociągało, dlatego zanim usłyszałam o perfumach niszowych, latami kupowałam olejki naturalne, kadzidła prawdziwe, w ziarnach żywicy, by napawać się ich barwą i zapachem w czystej postaci.
Pamiętam jak raz nakopciłam mirrą i copalem tak, że z okna buchać zaczął gęsty dym i sąsiedzi z bloku obok myśleli że się pali i chcieli wzywać straż 
A ja  tylko "orientalne klimaty" sobie robiłam. ;)
Uwielbiam też sceny z "Królestwa niebieskiego" R. Scotta, gdzie palą się kadzidła, światło sączy zza okiennic i tańczy przytulańca z dymem..

Ale ARABIE S. Lutensa jest żywsze niż wspomnienia dawnych czasów, pulsuje, a momentami 
wręcz wżera się, i musze przynać, że nie jest to wrażenie niemiłe.
Wąchając skórę zroszoną ARABIE  odniosłam wrażenie, że już skądś to znam.
Przejrzałam pudełko z olejkami i voila!  olejek laurowy był tym charakterystycznym aromatem.
Nie ma go w składzie, jednak skojarzenie jest silne.

Dlatego obraz, jaki powstał, jest intensywny, momentami chaotyczny, a  mocny akcent na środku 
jest jak wykrzyknik.

Bo Arabie JEST jak wykrzyknik.



Brak komentarzy:

Prześlij komentarz