niedziela, 7 lipca 2013

Daphne by Comme des Garcons (na początek serii)



Od kilku lat chodziła mi po głowie idea przelania na płótno (lub inny materiał) wszystkich odczuć towarzyszących testowaniu i noszeniu zapachów.
Nie ograniczam się do perfum, bo 
sama też robię mieszanki z olejków naturalnych czy marokańskich pachnideł.
Jednak  koncept nabrał konkretnych  kształtów wraz z nawiązanym  kontaktem
 z przesympatycznym LULUA Team.:)
Każda testowana próbka przenosiła w różne światy, wcielenia, klimaty.
Jedne zapadły w mą pamięć od razu i zaczęłam je kupować, inne zostały tylko na etapie próbek.

Jednym z zapachów, które wywołują u mnie natychmiastową potrzebę tworzenia jest 
Daphne by CdG.
Sama Daphne dostarczała mi od jakiegoś czasu inspiracji, a sygnowany 
jej imieniem zapach stał się dopełnieniem w materii.
Gdybym miała ją określić, użyłabym słowa "GRAFICZNA".
Z początku myślałam, że powstanie obraz w typowej dla niej kolorystyce czyli czerń + biel.
Jednak chodziło mi  o oddanie skojarzeń, jakie wywoływały te perfumy, a tam nie było 
zwyczajnie czarno-biało, lecz złotawo.
Historia wpisana w jej ród, jej uwielbienie dla elementów zbroi,  a na koniec to, jak ja czuję
 zakamarki w starych zamkach czy pałacach to były pierwsze skojarzenia.

Z każdym kolejnym podejściem do wwąchania się w te perfumy 
pojawiały się skojarzenia z teatrem cieni, 
a potem z polem bitwy, gdy już zaległa cisza,
 konający żołnierze wydali  ostatnie tchnienie, już po wszystkim,  strony rozeszły się...

Jednak nie jest to dosłowność, raczej chwila, gdybyśmy siedzieli w starym fotelu obitym pluszem w pokoju z kominkiem, lub w bibliotece, gdy czytamy lub słuchamy dawnych opowieści z historii starego rodu,
gdy na dworze ciemno, a wyobraźnia podsuwa intensywne obrazy.

Przybrały postać zlota i  czerni o nieregularnej fakturze.
Czerwień to akcent, to klamra spinająca całość.

------



(obraz na płótnie, 40x30 cm, technika własna)







3 komentarze:

  1. Czy Ty wiesz, ze jesteś duftystką? Duftyzm to nurt w malarstwie wymyślony przez moją bliską koleżanką - Justynę Neyman. Podam Jej linka do Twojego bloga. Ucieszy się.

    OdpowiedzUsuń
  2. Pomysł na takie obrazy powstał dawno, jednak długo nie przelewałam swoich fascynacji na płótno. Potem była korespondencja z Lulua, gdzie podzielilam się pomysłem na obrazy i ewentualną wystawę. A później znalazłam notkę na Twoim blogu o podobnej wystawie i Pani Magdalena z Lulua napisała mi, że rozmawiała z Panią Neyman o moim pomyśle, więc świat jest mały i widać, że te same idee krążą po głowach różnych ludzi, którzy o sobie nic nie wiedzą :)
    Ogólnie żyję z dala od świata sztuki, nie wiem co jest grane obecnie , a jako (z natury głównie) samouk i eksperymentator po prostu realizuję pomysły, jakie mi przychodzą do głowy, inne pozostają na etapie idei, zapisków w notatniku.
    Zapachy to dla mnie tylko etap, prawdziwą pasję stanowi i w czym mam juz wieloletnie doświadczenie jest przenoszenie konkretnych energii na obraz.
    Nigdy nei myślałam o nazywaniu twórczości konkretną nazwą, ale w przypadku malowania energii zawsze był problem z wytłumaczeniem o co chodzi, by nei brzmiało jak z pogranicza ezoteryki. Hmm... twórczość kwantowa?
    :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Ja jestem ścisłowcem. Dla mnie każda działalność jest na swój sposób kwantowa. A ezoterycznych skojarzeń unikam jak... jak wstydu. ;)
      Justyna Neyman jest niesamowitą, otwartą, życzliwą, pozbawioną egoizmu osobą. Jeśli masz ochotę pogadać, po prostu napisz do niej. To człowiek - dusza.

      Usuń